Jak wróciłam ze szkoły mama zaczęła mi opowiadać, że mała poszła z dużymi psami [czyt. Szarik i Shelma] na dwór, pobiegły do starego domu i po jakimś czasie duże wybiegły, a małej brak. Usiadły pod naszym domem i siedzą patrząc w okno. Babcia wyszła i pyta psów, gdzie jest Jessie. Wróciła i wyszła mama czarna zaprowadziła ją pod piwnicę, a młode się drze w niebogłosy jakby jej skórę zdzierali. Mama po drabinę-ta za krótka. To po stół i jakoś mamie udało się ja wyciągnąć. Znowu szczęście, że nic sobie nie zrobiła, bo upadek z dwóch metrów dla prawie czteromiesięcznego szczylka mógł się skończyć bardzo źle.
No dobra to jedno.. Wczoraj również jak mnie nie było wybiegła za bramę i przy ulicy ją złapali-głupia mogło ją potrącić...
Wczoraj ostatni raz dawałam jej leki na zapalenie, a właśnie już jest zdrowa :). Z tego względu, że leki zabrałam ją ze sobą do PKA... Jest to miejsce, gdzie każdy może przyjść i się pobawić, posiedzieć lub poznać ludzi nie zwracając uwagi na wiek, płeć czy zainteresowania :).
Oczywiście Jessie największa atrakcja wieczoru :). Pojechaliśmy pilnować ludzi na treningach bangbingtona, a tam tylko my i kilku chłopaków-spoko. My graliśmy a młoda biegała w tę i z powrotem. Lotka upadła "zostaw" i kładła się patrząc na lotkę-jestem z niej taka dumna, nie sądziłam, że zostawi i to w obcym miejscu :D.
No to chyba na tyle z ostatniego tygodnia :)
No proszę, w dodatku od razu socjalizacja,nowe miejsce,nowi ludzie :)
OdpowiedzUsuń